Translate

poniedziałek, 30 czerwca 2014

rozdział 63

* oczami Rose * 

 Kiedy Nina spala na górze w sypialni z Niall'em, ja siedziałam nadal na dole z chłopakami. Zaproponowałam, żebyśmy poszli do jakiegoś pub'u na piwo bo miałam dość tego dnia, ale Harry zabrał wszystkich samochodem do nas i kupił po drodze całą masę piwa i sok dla mnie. Miałam dosyć tego, że ani na chwilę nie mogę się wyluzować.Całą drogę siedział i obserwował moje zachowanie. Cała drżałam. Czułam, że moją głowę przepełniają myśli i strach. Samochód zatrzymał się. Otworzyłam drzwi i pobiegłam do domu. Wszyscy byli zdziwieni. Hazz powiedział Louis'owi żeby weszli do domu i pobiegł za mną. Był zdezorientowany. Jego szmaragdowe oczy były pełne przejęcia i troski. Harry chciał ze mną porozmawiać, ale kazałam mu zaczekać. Rzucilam mój i Harry'ego telefon na łóżko. Złapałam go za rękę i zaciagnęłam do piwnicy. Bałam się, że nina ma jakiś podsłuch, a w piwnicy nie ma zasięgu.


 * oczami Harry'ego * 


Nie wiedziałem o co chodzi, ale czułem, że żadna dobra wiadomość to nie będzie. Przeczesałem ręką włosy i oparłem się plecami o ścianę. 
-o co do cholery chodzi? 
-cii!
-nie bedziesz mnie uciszac w moim własnym domu! 
- twoim?! 
-... naszym, mniejsza z tym powiedz lepiej co się dzieje 
- gadałam z Niną, to znaczy tak jakby, bo nie wiem czy to można było nazwać rozmowa, ona chce mnie zabić! Przystawiła mi dwukrotnie pistolet, za pierwszym razem go wytrąciłam, potem się biłyśmy, za drugim razem na moje szczęście się zaciął. 
- jezu kochanie dlaczego nie wołałaś pomocy? 
-nie mogłam, zabiłaby mnie . 
Chciałem wybiec w tej chwili i zabić Ninę. Rosi chyba wiedziała co chce zrobić i złapała mnie za ręce. powiedziała, że nie da mi tego zrobić. Oznajmiła mi, że sama ją zabije. Zamurowało mnie. Pocałowałem ją w czubek głowy. Nawet nie próbowałem protestować, bo i tak wiedziałem, że postawi na swoim.

 * oczami rose *


 Kazałam mu naładować dla mnie broń. Postanowiłam zrobić mojej "przyjaciółce" rano niespodziankę. Dla mnie chyba milszą niż dla niej. Wróciłam z Harry'm na górę i zobaczyłam na podłodze same puste butelki oraz El z Lou przytulonych do siebie i śpiących na kanapie. Wzięłam koc i ich przykryłam. Zeszłam na dół i zobaczyłam jak Harry zaprowadza do gościnnych sypialni resztę pijanego towarzystwa, a ja pozbierałam śmieci.

Nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Powoli przedostawały się pod koszulkę wywołując u mnie przyjemny dreszcz podniecenia. Odwróciłam się i spojrzałam głęboko w oczy Harry'ego. Złapał mnie za uda i podniósł w taki sposób, że oplotłam go w pasie swoimi nogami. Wpił się w moie usta. Nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się w łóżku, a ja byłam cała naga. Mój ukochany całował każdy centymetr mojego ciała. Nagle poczułam to przyjemne uczucie, kiedy sie we mnie wsunął. To chyba była jedna z najlepszych nocy w moim życiu.

 ***


 Obudziłam się rano. Harry'ego już obok mnie nie było. Usłyszałam tylko dźwięk przeładowywanej broni przy mojej głowie.

                                                                                      /Summer

sobota, 21 czerwca 2014

rozdział 62

Harry siedział zanurzony w fotel i stukał palcami w kierownicę, wybijając rytm piosenki z radia. skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w drogę. nikt nie mógł u nas być. nie w nowym domu. na pewno. nikt nawet o nim nie wie. oprócz chłopaków. wzdrygnęłam się na samą myśl. to niemożliwe.
- Hazz? - mruknęłam i wyłączyłam radio. skinął głową, żebym mówiła dalej. - czy.. to możliwe, żeby, któryś z chłopaków.. no wiesz. - wpatrywał się we mnie. - nas zdradził. - auto zalała fala ciszy. popatrzyłam na gęstą mgłę na dworze. słyszałam każdy jego oddech. 
- nie. - odpowiedział powoli. niemal słyszałam jak myśli. zmarszczył brwi i mocniej zacisnął palce, na kierownicy. - nie. - powiedział, żeby przekonać samego siebie. moje serce, biło szybciej niż kiedykolwiek. łączyłam fakty. prawda uderzyła we mnie jak rozpędzona ciężarówka.
- Nina.. - drżałam. popatrzył na mnie badawczo i zjechał na pobocze. wszystko pasowało. zatrzymał auto.
- jesteś zmarznięta. - mruknął i mnie przytulił. drążek od zmiany biegów wbijał mi się w biodro. pławiłam się jego zapachem i połykałam łzy. - to na pewno nie ona, słońce. - pocałował mnie w czoło. starałam się nie przypominać sobie wszystkich chwil z nią. to ona zawsze mnie pocieszała, mówiła o wszystkim, uczyła strzelać z pistoletu. tylko ona wie na co mnie stać. to ona była moją przyjaciółką. przygryzłam wargę i powiedziałam sobie w duchu. "to niemożliwe".
otworzyła nam El w szlafroku. poprawiła włosy i mruknęła głuche "hej". szła kołysząc biodrami. kiedy była przy schodach odwróciła się do mnie.
- Louis jest na dole. zaraz przyjdę. - przeczesała ręką włosy, po czym zniknęła. 
pachniało tu starym drewnem i zimą. Louis siedział na podłodze obok Nialla i Niny. wzdrygnęłam się na jej widok. Blondyn dał Harremu kuksańca na powitanie po czym ziewnął. z sufitu wystawała naga żarówka. dawała nikłe światło, a kąty pokoju nadal spowijał mrok.
- Wiem. o wszystkim. - mruknął Louis i oparł się wygodniej o ścianę. - reszta powinna tu zaraz być. - przez resztę wieczoru rozmowa odbiegała od tematu, jednak dowiedziałam się, że Nina nie była u Nialla zanim tu przyjechali. to tylko ją pogrążało. nie wiedziałam, co o tym myśleć. chciałam wierzyć Harremu. 
- idę się napić. - powiedziałam cicho i wymknęłam się na schody. usłyszałam kroki za sobą. moje włoski na karku, stanęły dęba. odwróciłam się na pięcie i spojrzałam jej w oczy.
- idę z tobą. - szepnęła Nina po czym, się uśmiechnęła. całą szklankę coli wypiłam duszkiem. zakrztusiłam się. nagle poczułam jej ręce na plecach. odwróciłam się i wbiłam wzrok w jej wargi. - wiem, że wiesz. - warknęła i wymierzyła mi policzek. zanim zdążyłam zareagować, stałam opierając się o blat, z pistoletem wymierzonym w moją głowę.
- nie wiem o czym mówisz. - jęknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś broni.
- na szczęście słaba z ciebie aktorka. - mrugnęła do mnie. - mogę ci zaproponować układ. od ciebie zależy, twoje życie. - ostentacyjnie popatrzyła w tył, wyginając usta w uśmiech. wykorzystałam ten moment i wytrąciłam jej pistolet z ręki. popchnęłam ją na podłogę i wycelowałam. słyszałam bicie mojego serca. - wiem, że tego nie zrobisz.. - wczołgała się pod stół i rzuciła we mnie krzesłem. w porę zdążyłam zrobić unik. - znam cię, aniele. jesteś zbyt wrażliwa. to urocze. - delikatnie przygniotłam ją swoim ciałem i uderzyłam ją pięścią w nos.kiedy się otrząsnęła, zepchnęła moje ciało. stałyśmy na przeciwko siebie.
- po co to wszystko robisz? - spytałam, kiedy wyczułam, że zrobiła się skłonna do zwierzeń. pisnęłam kiedy rzuciła we mnie flakonem z czerwonymi kwiatami. brzdęk rozległ się na cały salon. popatrzyłam na ścianę za mną. poczułam, coś na kształt piłki do tenisa w przełyku. 
- a ty? po co? -zaśmiała się.  zastanawiałam się czemu nikt tu nie przyszedł. nie było nas wystarczająco długo. - jeśli, przynależę do jakiegoś gangu.. to jestem mu wierna. zabawne, że nikt do tej pory, nie zwrócił na to uwagi. nikt nie zaprzątał sobie głowy, żeby poznać moją przeszłość. zajrzałaś do koperty? - zrobiła głuchą przerwę wpatrując się we mnie. - nie. - uśmiech. - już za późno. - jednym skokiem znalazła się tuż przy mnie i wyrwała mi pistolet. wymierzyła w poją pierś i oddała strzał. ostatnią rzeczą którą miałam zobaczyć, była jej przekrzywiona na bok, głowa. pistolet wydał cichy chrzęst na znak protestu. zaciął się. to moja jedyna szansa. uśmiechnęła się ponuro. - moja zdrada boli, prawda? dam ci jeszcze trochę pożyć. może przystaniesz na moje warunki. - skierowała się w kierunku schodów.
- nie boisz się, że cię wydam?
- nikt ci nie uwierzy, złotko. - miała rację. ścisnęła poręcz schodów i zbiegła na dół. stałam tam i wpatrywałam się w okno. zastanawiałam się jak często Louis patrzy stąd na okolicę. widziałam migoczące światła lamp i drzewa wzdłuż ulicy. jednak moje myśli krążyły wokół niej.
kiedy zeszłam na dół czułam na sobie jej wzrok. oczami wyobraźni widziałam jej dołeczki w policzkach, kiedy uśmiechała się do Nialla. kiedy go całowała. kiedy najzwyczajniej na świecie spała, wtulona w jego bok.
 pod tym rozdziałem, bardzo zależy mi na waszej opinii. co sądzicie? piszcie. wszystcy :) /Stylesowa

piątek, 20 czerwca 2014

rozdział 61

muzyka
podniosłam drżącą rękę przysłaniając światło lamp. miałam jakieś białe opaski z numerami. chciało mi się wymiotować. nagle uświadomiłam sobie, że nic nie pamiętam. co ja tu robię? co się ze mną dzieje? poczułam, że ktoś pcha moje łóżko w stronę drzwi.
* oczami Harrego*
usiadłem na krześle i czekałem. nie mogłem płakać. krzyczeć. nie czułem nic. pustka. po prostu siedziałem. wbiłem wzrok w sufit. zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego. to niemożliwe. nagle jakaś lodowata dłoń przesunęła się po mojej szyi. stanąłem na nogi i popatrzyłem mu w oczy. drżałem.
- proszę za mną. - mruknął. napięcie w powietrzu było niemal namacalne. zastanawiałem się co się teraz stanie. kiedy przeszliśmy przez próg miętowego pokoju kiwnął głową i poprawił biały kitel. - proszę. - podał mi jakieś papiery. jego twarz wykrzywiła się w grymas.
- co to? - spytałem mechanicznie. zanurzyłem rękę we włosach i odgarnąłem je do tyłu.
- proszę to przejrzeć. pomyliliśmy.. wyniki. - wzruszył ramionami. nie widziałem w nim ani cienia skruchy. przetwarzałem to co przed chwilą powiedział. uniosłem wzrok. jego chłodne oczy, jakby przebijały mnie na wylot. kiedy zobaczyłem to co miałem zobaczyć, zerwałem się na nogi i wybiegłem z sali. 
delikatnie popchnąłem białe drzwi i stanąłem tuż obok niej.
- aniołku.. - szepnąłem. spała. - jestem tu. - zerknąłem na zegarek w rogu pokoju. złapałem jej rękę i przycisnąłem do twarzy. odetchnąłem z ulgą i czekałem aż się wybudzi. 
* na drugi dzień*
*oczami Rose*
nie mogłam w to uwierzyć. słońce wpadało na salę. ziewnęłam po czym pomału wstałam. siedział tu. na podłodze. pogłaskałam czule jego loczki po czym usiadłam obok i oparłam głowę o ścianę
- Hazz? - jęknęłam. natychmiast otworzył oczy. były szmaragdowo niebieskie. jak morze. 
- słoneczko. - przyłożył swoją dłoń do mojej twarzy i lekko potarł moją wargę.
- możemy stąd już wyjść? - szepnęłam.
- to zależy.. - popatrzył na mnie. - możemy uciec. - uśmiechnął się tajemniczo. zaśmiałam się.
- kocham cię.
- ja ciebie też. - chociaż patrzyłam w inną stronę, wiedziałam, że się uśmiecha. czekaliśmy na pielęgniarkę. kiedy usłyszałam upragnione "tak" po prostu wybiegłam ze szpitala. zielona trawa kuła moje bose stopy a złote kosmyki włosów rozwiewały się na wszystkie strony. Harry był przy mnie. Darcy też. czułam to. zastanawiałam się jakim cudem pomylili moje wyniki. uśmiechałam się na myśl, że to nie koniec. położyłam się na trawie i popatrzyłam na moje białe, porcelanowe ręce. już nie czułam się słaba. tylko dzięki niemu. jego loczki zahaczały o moją twarz. przeturlaliśmy się przez trawnik, po czym ułożył się nad moim ciałem. kiedy wpił się w moje usta zapomniałam o wszystkim. to się nazywa pocałunek. tęskniłam.
*w domu*
siedziałam na fotelu i piłam kakao. wpatrywał się we mnie.
- Harry? - jego mina przybrała grobowy wyraz. - coś nie tak?
- nie.. -  szepnął po czym znalazł się tuż obok mnie. poczułam jak jego mięśnie się naprężyły. popatrzyłam za jego wzrokiem. nic nie widziałam. kurczowo złapałam się jego ramienia zostawiając czerwone ślady po paznokciach. cisza przenikała mnie do szpiku kości. potarł moje udo po czym wstał. - chodź do Louisa. - szepnął do mojego ucha i jeszcze raz się rozejrzał.
kocham was słoneczka. cieszę się, że podoba wam się to jak pisze Summer. od początku wakacji będą się pojawiały rozdziały na nowym blogu http://cry-niallhoranff.blogspot.com /Stylesowa

niedziela, 15 czerwca 2014

rozdział 60

* Doll to Rose

* oczami Harry’ego *


Zza drzwi wyłoniła się pewna twarz, wydawało mi się, że już ją wcześniej widziałem. Był to Zack… ten co kiedyś po naszym zerwaniu przystawiał się do mojej Doll. Chciałem go wygonić, ale podszedł do mnie i chciał o czymś bardzo ważnym porozmawiać. Słyszałem w jego głosie lęk. Zastanawiałem się co to mogło być.

- Harry, słuchaj ja wiem, że nasze relacje nie są najlepsze, ale muszę Ci o czymś powiedzieć… przed czymś, a raczej kimś Cię… Was ostrzec.

- Nie za bardzo wiem o co Ci chodzi- byłem lekko zdezorientowany.

- Jakiś czas temu poznałem pewną dziewczynę o niezwykłej urodzie. Spotykaliśmy się. Zakochaliśmy się w sobie. Mieliśmy jedną, drugą noc za sobą. Potem nasz kontakt się urwał na około rok.

- Kurwa stary czy ja wyglądam jak jakaś pieprzona swatka?! Nie mam ochoty tracić czasu na wysłuchiwanie twoich miłosnych rozterek... mam teraz dużo większe problemy na głowie!

- Ogarnij się! Nie chodzi tu o żadne miłosne rozterki! Słuchaj dalej… Po tym czasie zobaczyłem ją na dworze z dzieckiem. Strasznie się tym przejąłem, bo raz nas zabezpieczenie zawiodło. Wtedy podszedłem do niej i się spytałem czy to moje dziecko, a ona powiedziała, że jest twoje. Po jakimś czasie okazało się z badań, że jest jednak moje. Zbliżyliśmy się do siebie. Niestety okazało się, że ona mnie wykorzystała do wyciągania informacji o was. Okazało się, że nasze poznanie się i wszystko co było zaplanowała. A teraz obawiam się, że planuje coś… coś co mogłoby wam zaszkodzić… a właściwie to Rosaline, bo ona chce mieć Ciebie na własność.

- Ja pierdole! Już wiem co się dzieje. Rose ostatnio narzekała, że się źle czuje… teraz mi powiedziała, że ma jakieś wizje, że się boi i, że ktoś ją otruł.

Zack wyszedł zanim zdążyłem się go zapytać o jeszcze jedną rzecz… Zacząłem się zastanawiać czy Natt za tym wszystkim stoi… za wysadzeniem domu, za próbami zabójstw i za tym wszystkim co się teraz dzieje. Szybko zadzwoniłem do Zayn’a i kazałem mu zająć się ustaleniem czym ona mogła otruć Doll.



***

Siedziałem przy biurku. Nie mogłem się skupić na pracy, co chwilę zerkałem, a to na papiery, a to na Rose. Na początku wydawała się być spokojna… na początku. Zobaczyłem jak na jej twarzy zaczęły skapywać kropelki potu, a jej usta wykrzywiły się w taki sposób, jakby odczuwała jakiś ból… straszny ból. Ciszę panująca w gabinecie przerwał krzyk. Szybko podbiegłem do niej i wziąłem na ręce. Wtuliła się we mnie tak mocno jakbym ją uratował z jakiejś katastrofy, gdzie wszyscy inni zginęli. Przyłożyłem delikatnie grzbiet dłoni do jej czoła i wyczułem, że ma gorączkę. Co się z nią do cholery dzieje?! …

Zadzwoniłem do znajomego lekarza i zawiozłem ją do niego. Poprosiłem, żeby sprawdził czy to prawda z otruciem. Byłem tak cholernie zdenerwowany. Myślałem, że zaraz coś wysadzę. Kazałem chłopakom obstawić wyjścia i wróciłem do gabinetu. 


*oczami Rose *


Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko tak szybko się działo. Raz jestem tu, a zaraz potem od razu gdzie indziej. Z jednej Sali do drugiej. Badanie za badaniem. Ślady kłuć na rękach. Byłam tym wszystkim zmęczona. Harry nie odstępował mnie na krok. Mijając sale zobaczyłam resztę chłopców. Nie chciałam, żeby widzieli mnie w takim stanie, ale nie mogłam nic zrobić. W końcu skończyły się badania. Harry rozmawiał z Lekarzem. Zobaczyłam jak powoli łzy spływają po jego policzkach. Ten ból w jego oczach. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam o co chodziło. Podszedł do mnie i zaczął głaskać po brzuchu. Pomiędzy szlochaniem usłyszałam tylko słowa ‘’nie, to nie może być prawda’’. Spodziewałam się najgorszego. Dlaczego nikt mi nie chciał nic powiedzieć?!

Po chwili podszedł do mnie lekarz i powiedział mi –Niestety trucizna, którą miała pani w organizmie uśmierciła pani dziecko. Musimy wywołać poród. Poczułam jak łzy napływają mi do kącików oczu. Zabrali mnie na salę operacyjną.



 ***

Byłam załamana. W życiu nie podejrzewałam, że coś takiego mnie spotka. Miałam ochotę rzucić się z mostu. Cała moja chęć do życia uciekła w tym jednym momencie. Harry, kiedy tylko mnie zobaczył podbiegł i przytulił. Zaczął mi wmawiać, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzimy, ale nie chciałam w to wierzyć. Przynajmniej nie wtedy. Już nigdy nic nie będzie takie samo, jak było kiedyś. 
                                  /Summer

wtorek, 10 czerwca 2014

rozdział 59

gwałtownie otworzyłam oczy. strużka potu spłynęła mi po plecach.  odrzuciłam pościel na bok i wstałam, Harrego nie było w łóżku. jęknęłam i rozmasowałam swój kark. mrugałam rzęsami mając nadzieje, że koszmar tej nocy odejdzie w niepamięć.ciągle męczyło mnie wspomnienie wisiorka z wężem. zacisnęłam palce na klamce od łazienki i wzięłam gorący prysznic. kiedy wyszłam na ogród poczułam się nieswojo. czułam, że ktoś mnie obserwuje. podniosłam kubek herbaty do ust i rozejrzałam się po krzakach. pierwsza noc w nowym domu i już coś nie tak. to niemożliwe. złapałam nerwowo oddech. coś sobie uświadomiłam. już widziałam ten znak. widziałam węża na wisiorze. zakryłam ręką usta. nagle przed oczami zobaczyłam czarne plamy a ściany zaczęły się rozmazywać. jęknęłam i upadłam na podłogę. kubek roztrzaskał się o kafelki.
* dwie godziny później*
ocucił zimny wiatr. nie mogłam pozbierać myśli. wszystko wydawało się takie mętne. odkaszlnęłam w nadziei, że ktoś mnie usłyszy. starałam się złapać ostrość widzenia. nie mogłam. jęknęłam cicho i wczołgałam się do domu. gdzie Harry? poczułam, że drżę. ktoś mnie otruł. ta herbata. nikogo tu nie było oprócz mnie.. tego byłam pewna. prawie. rozejrzałam się po domu. pusto. w milczeniu czekałam na jakiś znak życia Stylesa. wtedy uprzytomniłam sobie, że pojechał do pracy.
* wieczorem*
usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. nie brzmiało to jak kroki Harrego. były ciężkie i ostrożne. zaczęłam płytko oddychać. ukryłam się za barierką i czekałam.
-Rose? - głos Louisa rozbrzmiał po domu. rozluźniłam się i zbiegłam po schodach.
- tak? - zaśmiał się pod nosem.
- Harry chciał żebyś przyjechała do niego do pracy. - rzucił mi klucze od jeepa.
- o co chodzi? - natychmiast dałam sobie kopniaka w myślach za to co powiedziałam. nie powinnam była. Louis obrzucił mnie tylko mrocznym spojrzeniem i wyszedł. przeszedł mnie dreszcz.
moje ręce mocniej zacisnęły się na kierownicy. bałam się jeździć o tej porze po mieście. przyspieszyłam i przekroczyłam dozwoloną prędkość. modliłam się żebym nie natrafiła na policję. nagle zobaczyłam przed sobą jakiś kształt, gwałtownie zahamowałam. uderzyłam w niego. wybiegłam z auta i się rozejrzałam. znowu poczułam się nieswojo. nie było tu nikogo. zniknął. może to jakieś zwierze. moją uwagę przykuła koperta na drodze. uniosłam ją w dłoni i rzuciłam na tylne siedzenie. przysięgłabym, że ktoś tu był. nie podobało mi się to. jęknęłam i ruszyłam w dalszą drogę. męczyła mnie ta koperta. nabrałam powietrza do płuc i gwałtownie je wypuściłam. kiedy wjechałam na parking zgasły światła. nie wytrzymam. ledwie zamknęłam drzwi jeepa zaczęłam szaleńczo biec w kierunku wieżowca.  nie czułam się bezpiecznie. wpadłam w jego ramiona jak zwykle spotykając się z krzywymi spojrzeniami kobiet w białych koszulach.. wpuścił mnie do gabinetu i pocałował w czoło. jedyne co słyszałam to monotonne brzęczenie komputerów. miałam nagłą chęć opowiedzenia mu o wszystkim. 
- Harry.. - głos mi się załamał. - w-wydaje mi się.. że ktoś.. mnie otruł..- mój bełkot wypełniał pomieszczenie. Harry patrzył na mnie zielonymi oczami. zastanawiałam się czy ma mnie już za wariatkę. przygryzł ołówek i usiadł za biurkiem. nerwowo spojrzał na tykający zegarek.
- prześpij się słońce. - cień przerażenia w jego głosie wcale mnie nie uspokoił. wskazał głową kanapę w przeciwległym kącie pokoju. nie mogłam spać. nie teraz. kiedy czułam, że ktoś mnie obserwuje. rozległo się ciche pukanie. przeszedł mnie dreszcz.
komentujcie aniołki. tak strasznie was kocham :( mam nadzieję, że wam się podoba/Stylesowa

niedziela, 8 czerwca 2014

rozdział 58



Popatrzyłam na nią w milczeniu. Moją głowę wypełnił ostry ból. Czułam się jakbym już coś wypiła. Mrowienie w gardle nie dawało mi spokoju. Jęknęłam zwracając na siebie uwagę. Delikatnie oparłam się o półkę z warzywami i spojrzałam na podłogę. Jej czerwone paznokcie mocniej zacisnęły się na brokułach.
- Hej słońce. - uśmiechnęła się słodko. - Co u Harrego? - Poczułam się jakbym miała coś w gardle. Coś. Prędzej kulę do kręgli. Nie odpowiedziałam. - Coś nie tak? - wyczułam ironie w jej głosie. Mój instynkt podpowiadał żeby uciekać. Zostałam. Drżącą dłonią uniosłam koszyk z zakupami i odwróciłam się na pięcie. - Straciłam równowagę i przytrzymałam się ściany. - Co Ci jest? - spytała z lekkim przerażeniem w oczach. Zaschło mi w gardle. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie mogłam. Przymknęłam powieki. Było mi gorąco. - Zadzwonić na pogotowie? - traciłam panowanie nad moim ciałem. Widziałam tylko ciemność.
*oczami Harry’ego*
Usiadłem na kanapie i podniosłem telefon. Esemes. Popatrzyłem w okno. Od Natt. Zadrżałem. Nie chciałem go otwierać. A jednak. Natt wysłała mi jakiś bełkot i informację o spotkaniu z Rose. Nerwowo oddychałem. Wybiegłem z domu. Pochłonęły mnie myśli. Nie wierzyłem. Nawet nie wezwała karetki. Westchnąłem i otworzyłem drzwi sklepu. Podniosłem Ross z ziemi i popatrzyłem prosto w oczy stojącej tam sprzedawczyni. Zakryła usta ręką. Nawet nie zauważyłem Nattalie. Całe szczęście. Kiedy doniosłem Rose do domu ułożyłem ją na łóżku. Zastanawiałem się czy dzwonić po karetkę. To chyba normalne. W ciąży. Przetarłem ręką oczy i ułożyłem się obok niej. Czemu wszystko się tak układa.. za co.
*Dwa dni później*
*oczami Rose*
Poklepałam Harry’ego po ramieniu. Znowu zasnął przy biurku.
- Harry. - powiedziałam sucho. Ostatnio mieliśmy jakiś zły kontakt. Nie mogliśmy się dogadać. Myślał tylko o dziecku. Jęknęłam cicho i wyszłam z jego gabinetu. Położyłam się na kanapie. Nawet nie miałam siły oglądać telewizji. Po tym zemdleniu w sklepie czułam sie słaba. Coś jest nie tak.
Zakrztusiłam się. Wypiłam szklankę soku i oparłam się wygodniej o poduszkę. Poczułam jak płyn rozlewa sie po moim brzuchu. Przymknęłam powieki. Od tego czasu mam jakieś paranoje. Boję się. ciemności. Nie wiem co sie stało. Śnią mi się dziwne znaki. Jakby.. sekty. Cokolwiek zrobiła ze mną Natt , nie było to ludzkie. Zadrżałam. Jestem psychiczna przez ta ciążę. Odkaszlnęłam i popatrzyłam się w okno. Ciemność. Strach wypełnił moje ciało. Nagle uświadomiłam sobie, że jakoś ostatnio ucichło w gangu. Nic nie rozumiałam. Osunęłam się na poduszkę i zasnęłam. Moje życie było straszne. nawet nie zdawałam sobie sprawy jak łatwo mogę je zniszczyć.
* 4 w nocy*
Stalam na wiadukcie i ściskałam barierkę. Widziałam tylko migające światła aut na autostradzie. Niemal się poślizgnęłam manewrując na wąskim występie, ogarnęła mnie panika. Wiał mocny wiatr. Miałam zziębnięte dłonie, drętwiały mi palce. Złoty wisiorek w kształcie węża połyskiwał na moim dekolcie nawet w ciemności. Zerwałam go. Wszystko wydawało się takie mgliste. Widok przed moimi oczami. Myśli. byłam krok od skoku. Czułam pochłaniającą mnie ciemność. Nie bałam się. Skoczyłam. Leciałam. Przemknęło mi przez myśl, że nie ma już odwrotu. Ściskało mnie w płucach, nie mogłam oddychać. Lodowate powietrze muskało moje przerażone ciało. Chwytałam rękami nicość. Krzyknęłam.


/Stylesowa

sobota, 7 czerwca 2014

rozdział 57



        * Oczami Harry’ego *
- Dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panem Styles’em?
- Tak, a o co chodzi jeśli mogę spytać?
- Dzwonię z kliniki, gdzie wykonywał pan badania D.N.A.
- To powie mi pan czy jestem ojcem tego dziecka czy nie?
- Niestety nie mogę udzielić takiej informacji telefonicznie i musi pan się do nas pofatygować osobiście, żeby przekazać panu wszystkie wyniki.
- Nie może mi pan po prostu powiedzieć tak lub nie?!
- Niestety musimy mieć pewność, że pana tożsamość na pewno się zgadza. Po odbiór wyników może się pan udać do nas od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00 do 18.30. Dziękuję za rozmowę.
                                                                                                         ***
Jestem tak strasznie zdenerwowany. Jeszcze podczas rozmowy widziałem jak przechodziła Rose i na chwilę przystanęła, pewnie słyszała rozmowę i domyśliła się o co chodzi. Boję się tak strasznie, że moje ojcostwo się potwierdzi, jeszcze bardziej się boję jak Rosi wtedy zareaguje … ja nie chcę stracić mojej rodziny. – powoli zszedłem po schodach kierując się w stronę samochodu, kiedy nagle usłyszałem swoje imię:
- Harry! Chciałbyś mi może o czymś powiedzieć? Gdzie i po co się wybierasz?
- Słuchaj Rose… przepraszam, że od razu Ci nie powiedziałem o mojej rozmowie z doktorem. Po prostu chciałem jak najszybciej dotrzeć do kliniki i usłyszeć to cholerne ‘’nie jest pan ojcem tego dziecka’’ , chciałem uniknąć w tej chwili twojego wzroku, bo strasznie się boję, że jeśli jednak powiedzą ‘’tak’’ to nie zobaczę już więcej was.- po policzkach spływały mi łzy. Rosi podeszła do mnie, czule mnie pocałowała – Nie zostawię Cię misiu, spokojnie. Nawet jeśli okażesz się być ojcem to i tak z tobą zostanę, pod warunkiem, że nasze kontakty z Natt ograniczą się do alimentów i nie wiem jeśli będziesz chciał to spotkań raz na jakiś czas z tamtym dzieckiem. – nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem, ona jest taka dobra dla mnie, a ja? Ja się przespałem wtedy z Natt… kurwa jak ja mogłem być takim idiotą.

          * jakiś czas później po odebraniu koperty z wynikami *

- Kochanie proszę Cię otwórz tą cholerną kopertę, ja nie jestem w stanie tego zrobić – siedziałem na kanapie. Rose podeszła, wzięła kopertę i usiadła mi na kolanach. Zanim ją otworzyła czule mnie pocałowała i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Widziałem, że jest trochę zdenerwowana. Wcale się jej nie dziwię. Usłyszałem dźwięk otwieranej koperty i popatrzyłem na kartę z wynikami. Rosi z wielkim uśmiechem na ustach przeczytała mi zdanie ‘’ w 99,99% możemy wykluczyć państwa ojcostwo’’. Kamień spadł mi z serca. Byłem szczęśliwy jak nigdy w życiu, już miałem przed oczami tą złość Natt kiedy sama zobaczy wyniki.
- Widzisz misiu! Mówiłam, że wszystko będzie dobrze… i przepraszam, że Ci nie wierzyłam kiedy powiedziałeś mi, że nie jesteś ojcem.

                      * oczami Rose *

Wstałam na chwilę i podeszłam do barku, wzięłam  dwie szklanki, butelkę dobrego Whisky i sok, żeby to uczcić. Uznałam, że chociaż jeden z rodziców powinien być trzeźwy, wypadło na tego karmiącego piersią. Nalałam jedną porcję mojemu misiowi. Teraz to chyba jest jedyny atut tego, że ma złamaną rękę, bo sam nie może sobie dolać, a ja mogę pilnować, żeby nie zalał się w trupa. Zadbałam też o to, żeby nie pił sam i zaprosiłam Lou i El na noc.

              * rano *

Ubrałam się i poszłam do sklepu, żeby zrobić dla wszystkich śniadanie. Przechadzałam się w markecie między sklepowymi półkami, do póki, aż mój wzrok przykuły długie paznokcie i pełne, czerwone usta…

mam nadzieję, że mój sposób pisania też polubicie /Summer