Translate

sobota, 3 maja 2014

rozdział 41

- Harry.. - jęknęłam. moje łzy tak strasznie bolały. bardziej niż na pogrzebie mamy. zamknął oczy. patrzyłam z niedowierzaniem na jego drżącą wargę. - nie poddawaj się.
- spokojnie.. - poczułam dłoń pielęgniarki na ramieniu. - zaczął działać środek usypiający. teraz musimy oczyścić jego rany i wyjąć śrut. - delikatnie się uśmiechnęła i poszła po lekarza. cicho odetchnęłam i wyszłam na korytarz. spotkałam się tam ze smutnym spojrzeniem Niny.
- i.. jak? - zaczęłam cicho szlochać. - spokojnie. - przytuliła mnie i delikatnie kołysała w swoich ramionach. kiedy ochłonęłam spytałam.
- a Eleanor?
- cholera.. jest źle. ten chuj podał jej jakieś środki przyspieszające poród... jej życie jest zagrożone. nie babram się w to za bardzo, nie znam się. ale po co on to zrobił? - podała mi papierosa. nabrałam powietrza do płuc.
- lepiej o tym tutaj nie rozmawiajmy.. - patrzyłam w jej oczy i bawiłam się dymem.
- ćśś, ktoś tu idzie. - usłyszałam kroki.
- panie do Eleanor.. Tomlinson? - popatrzyłyśmy po sobie. sztuczny uśmiech pielęgniarki nie mówił nic dobrego.
- tak - odchrząknęłam.
- proszę zgasić tego papierosa. - jej surowe spojrzenie mnie zmroziło. poszłyśmy za nią. kiedy weszłyśmy do sali zobaczyłyśmy El i małego skarba przy jej piersi. poczułam łzy w oczach. był taki podobny do Louisa. w tym momencie chłopak wpadł tu z korytarza.
- czemu nikt mnie do cholery nie poinformował, że..
- ćśś.. - uspokoiła go blada Eleanor. wpatrywała się w swojego aniołka. Podszedł do niej. lekko skrzywiła się z bólu i oddała małą w jego ręce.
- ona zawsze będzie taka czerwona i...
- Louis. - Nina szturchnęła go w bok. chłopak od razu się rozpogodził. dwójka dzieciaków. podszedł do El i wyszeptał jej coś do ucha. delikatnie się zarumieniła. podał nam córeczkę i wyszeptał.
- będzie miała na imię Rosaline.. jeśli pozwolisz? - poczułam się strasznie głupio. pogłaskałam aniołka po czole i skinęłam lekko głową.
- dlaczego?
- bez ciebie nie było by nas tutaj. - to takie słodkie.
- nic nie zrobiłam.
- nie prawda. - w głębi serca współczułam Ninie. stała jak kołek i wpatrywała się w zasłony. podeszła i poprawiła je delikatnie.
- prawda.. a na drugie imię chcielibyśmy jej dać Nina. - dziewczyna zesztywniała. zobaczyłam tylko jak jej
usta zmieniają się w wąską linię. wyszła z sali. popatrzyłam El w oczy. odwzajemniła moje przerażenie.
- c-co? - wyszeptała.
- spokojnie. - pielęgniarka położyła jej kompres na głowie. wybiegłam za Niną. dogoniłam ją zaraz przed drzwiami do wyjścia.
- co ty do cholery odpierdalasz? - spojrzałam jej zdyszana w oczy. oparłam się o zieloną ścianę.
- cicho. - wyjrzała przez okno i zadrżała.
- co?
- oni tu są..
- kto?
- wiesz. - popatrzyłam na pistolet w jej białych dłoniach.
/Stylesowa

2 komentarze: