Translate

niedziela, 18 maja 2014

rozdział 52

*oczami Rosaline*
- Ros... - usłyszałam stłumiony krzyk z balkonu. wzdrygnęłam się. podbiegłam do barierki i zakryłam ręką usta.
- Jezu. - jęknęłam z niedowierzaniem. zmarszczyłam brwi i mocniej zacisnęłam palce na poręczy. gwałtownie zerwałam się biegiem. pokonywałam po kilka schodków na raz. - Harry.. - był otępiały. - Hazz.. - drżącymi palcami ujęłam jego twarz. - proszę.. - uniosłam wzrok. cień widniejący nad moją głową poruszył się. to była mama Harrego.
- zepchnęłaś go z balkonu? - rzuciła torby z zakupami i przybiegła do Harrego. okryła jego ciało sobą. - idź stąd.
- a..ale. - patrzyła na mnie chłodnymi oczami. spadł z pierwszego piętra na trawę. miałam nadzieję. nadzieję, że nic mu nie jest. zaczęłam szybciej oddychać. jego mama dzwoniła na pogotowie. było mi słabo. widziałam wszystko jakoś szaro. blask dnia był stłumiony, a ja słyszałam tylko przyciszone fragmenty rozmowy mamy Harrego. jakiś pisk rozlegał się w moich uszach, złapałam się za głowę i usiadłam pod drzewem. patrzyłam na jego ciało.
* tydzień później*
zemdlałam. kiedy przyjechała karetka mama Harrego zostawiła mnie na słońcu. nie ufała mi. już wiem czemu on jej nienawidzi. z trudem powstrzymywałam łzy. czemu wszystko musi niszczyć mi życie. siedziałam na skraju jego łóżka. spał. miał złamaną rękę i wstrząs mózgu. mieliśmy szczęście. obwiniałam się, że go tam zostawiłam samego. pocałowałam jego czoło i wyszłam z pokoju. mama Harrego po raz pierwszy od wypadku obdarzyła mnie lekkim uśmiechem. 
- na stole.. jest obiad. - westchnęła i zamknęła swój pokój. siedziałam w ciszy. samotnie. popatrzyłam na wyblakły obrus. przymknęłam powieki i podparłam ręką brodę. przez ten tydzień byłam jakaś nieobecna, patrzyłam się po ścianach, nic nie mówiąc. wszystko było jakieś szare. jęknęłam i odstawiłam talerz z łoskotem. chyba powinnam go umyć.
 ~.~
obudził się. otworzyłam mu okno i patrzyłam na gwiazdy. świeże powietrze uderzyło mnie w twarz. spięłam włosy i wróciłam do Harrego.



- mogę.. się czegoś napić? - szepnął z trudem. jego mama ewidentnie unikała kontaktu z nim. rozejrzałam się po poddaszu i podałam mu szklankę z wodą. zaschło mi w gardle.
- zjesz jogurt? - mruknął z niezadowoleniem.
- .. tak. - przewrócił się na drugi bok i zasnął. robił z siebie ofiarę. mógłby już sobie sam radzić. nie ma połamanych nóg, może chodzić. wszystko mnie męczyło. ciąża. spojrzałam na moje opuchnięte nogi i ułożyłam się obok niego. w snach wszystko było lepsze.
* dwa dni później*
ostatnio nic się nie działo. nic. Harry tylko chodził do toalety i jęczał. siedzieliśmy przy kominku.
- może pójdziemy na ogród? - spytałam cicho. popatrzyłam w jego szmaragdowe oczy.
- nie. - usiadłam na jego kolanach i bawiłam się gipsem.
- masz zamiar w ogóle coś robić?
- możemy iść do chłopakó.. - znał odpowiedź. - zostańmy. - jęknęłam i wtuliłam się w jego bark.
- Hazz..
- hmm?
- co ci powiedziała ta kobieta?
- .. że wróci.- patrzył na mnie uważnie - nie martw się kochanie. kocham cię. - oparł głowę o ścianę. - wybrałem z Louisem miejsce na nasz nowy dom.. zdala od Londynu, i Holmes Chapel. koło lasku. będzie pięknie. rozchmurz się. - patrzyłam się za okno. przymykałam już powieki, kiedy nagle w cieniu zauważyłam jakąś postać. patrzyła się wprost na mnie.
/Stylesowa

4 komentarze:

  1. Jezu. prawie zawlau na koniec dostalam :( nie strasz mnie tak wiecej. kto to? :( Cudny rozdzial. Harreh ma wracac do zdrowia xd kocham ten blogg <333

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDIWNY AAA JEZU KTO TO? JEJU NO :( PISZ NEXT prosze <3

    OdpowiedzUsuń