Translate

niedziela, 30 marca 2014

rozdział 23

ukryłam twarz w dłoniach.
- kocham cię. - to wszystko zdążyłam wypowiedzieć.
*oczami Nialla*
dzwoniłem do Harrego z 15 razy, co się stało?  chodziłem nerwowo po pokoju.
- słoneczko, przyniosłam ci herbatę i ciasto. - uśmiechnięta Nina weszła do mojego pokoju.
- dziękuje kochanie. - pocałowałem ją w policzek. - wiesz może czy Rose jest w domu?
- ... a co? - czemu ona zawsze musi być taka zazdrosna.
- Harry nie odbiera telefonu od pół godziny. - pomieszałem herbatę.
- zadzwonię do Ross. myślę, że nic jej nie jest. - mruknęła i zamknęła drzwi. była jakaś zła. o co jej chodzi? jest taka jak Harry.
*oczami Niny*
usiadłam na fotelu i wybrałam numer do Rose. wszyscy widzą jak Niall się na nią patrzy. cholera. 
Rosaline nie odbierała. dałam sobie spokój. może jest w kinie? albo z kimś rozmawia, albo po prostu ukryła się przed światem, bo ma wszystko w dupie. zasłoniłam ręką oczy. to są moje problemy. nie jej. wtuliłam się w poduszkę i zaczęłam czytać kolejny rozdział starego kryminału. sygnał mojego telefonu wyrwał mnie z tamtego świata.
- emm, halo?
- dzwoniłaś. - głos Rose był jakiś dziwny.
* 30 minut wcześniej*
*oczami Rose*
- też cię kocham... ale to nie ma nic wspólnego. - odzyskał panowanie nad pojazdem zahaczając lusterkiem o korę drzewa. - cholera. do wymiany. - nadal byłam przerażona. tak niewiele brakowało.
- przepraszam. - słona łza spłynęła mi po policzku. oparłam głowę o okno.
- ja też. - kiedy dojechaliśmy do domu, pocałował mnie w usta. - chodź kotku. - podniósł mnie i położył na kanapie w salonie. - nie bój się już. nic się nie stało.
- przestraszyłam się. 
- to nie ważne. - położył dłonie na moich biodrach i całował moją szyję. tę przyjemną chwilę przerwał nam telefon Harrego. olał to, i tylko wyciszył dźwięk. to samo zrobiłam ja i wtuliłam się w jego ramiona. czułam się tak bezpiecznie. w moim świecie. gładził mój policzek. wstał i nalał nam  m wino do kieliszków.
- kocham cię. - szepnął a ja nie przerywałam zabawy jego loczkami. zasnęłam na jego torsie.
kiedy się obudziłam wstałam i weszłam do kuchni. Harry poszedł za mną i objął mnie w talii. 
- kochanie? - spytał ochrypniętym głosem.
- tak?
- pójdziesz dzisiaj ze mną na kolacje?
- wolałabym zostać w domu. - pocałowałam go w policzek.
- okej misiu. włączyłam telefon. 
- czekaj chwilkę. oddzwonię do Niny. weszłam do naszej sypialni i rzuciłam się na łóżko.
*oczami Harrego*
postanowiłem zrobić coś specjalnego na ten wieczór. chciała zostać w domu, w porządku. będzie jeszcze lepiej. obiecuję, że to dzisiaj zrobimy TO pierwszy raz. będzie oczarowana. świeczki, tak. no i róże. i wino. i zaangażuję w to ogród. będzie cudownie. uśmiechnąłem się. wyszła z naszej sypialni kończąc rozmowę.
- misiu, Eleanor, chciała się z tobą spotkać w Starbucksie.. pójdziesz?
- jeśli nie masz nic przeciwko?
- nie. kiciu idź. - kiedy wyszła spojrzałem na zegarek. 18:30, mam jakieś dwie godziny. zadzwoniłem do Danielle. ona zna się na takich rzeczach. powiedziała, że przyjedzie więc zająłem się pieczeniem grzanek. kupiłem popcorn i czerwone wino. rozlałem je do kieliszków i postawiłem na stole obok flakonu pełnego róż. na białym obrusie ustawiłem grzanki i pobiegłem po świeczki. rozstawiłem je wszędzie. pozapalałem ich malutkie knoty i zgasiłem światło.
- hej. - do mieszkania weszła uśmiechnięta Dani.
- cześć. - pocałowałem ją w policzek. - pomożesz mi z lampionami w ogródku?
- jasne.. przyniosłam też to. - wyciągnęła z torby białe płótno. mój pytający wzrok załatwił sprawę. zaśmiała się. - to będzie ekran. rozwiesimy go w ogrodzie. obejrzycie sobie jakieś romansidło. 
- okej haha. dzięki.- kiedy skończyliśmy efekt był zniewalający.
- to ja idę. Liam zaprosił mnie dzisiaj do kina, więc muszę się spieszyć.
- no to pa. i dzięki za wszytko.

- nie ma sprawy. - wybiegła przez drzwi. piętnaście po dwudziestej. wyjąłem telefon.
- El?
- halo?
- cześć tu Harry.
- o hej... czekaj sekundkę. okej.
- mam prośbę.
- tak?
- zadbałabyś o to żeby Rosi ubrała się w jakąś sukienkę zanim wróci do domu?
- jasne, jesteśmy w pasażu. zaraz coś znajdziemy.
- dzięki. - rozłączyłem się i czekałem na moją doll. usłyszałem dzwonek do drzwi, prawie pobiegłem. kiedy otworzyłem, myślałem, że śnię. Eleanor zajęła się wszystkim. poszły nawet na manicure.
-wow.. wyglądasz ślicznie - objąłem ją ramieniem.
- jakaś okazja? - zaśmiała się.
- zawsze jest okazja. - kiedy wprowadziłem ją do salonu jej mina była bezcenna. tak strasznie mam na nią ochotę.
 dziękuję za komentarze pod tamtym rozdziałem. jesteście kochane <3 /Stylesowa

piątek, 28 marca 2014

rozdział 22

*oczami Rose*
- co się stało? - podbiegłam do niego i uklękłam obok.
- skaleczenie. nic.
- jak skaleczenie? przecież widzę. - przymknął powieki.
- nic mi nie jest. - był blady, a z plamy na piersi wyciekała krew. rozdarłam koszulę i to co zobaczyłam zdecydowanie nie było skaleczeniem.
- postrzelili cię. - mruknęłam zdesperowana. trzęsły mi się ręce.
- nnie. - chyba zemdlał. delikatnie opuściłam jego głowę na posadzkę i pobiegłam do telefonu. cholera, do kogo dzwonić... na pogotowie? do Louisa? 
- halo?
- cześć, tu Rosaline. -przełknęłam ślinę.
- ymmm. hej ccoś sie stało?
- Harry, on.. zemdlał.
- coo? już jadę. - rozłączył się. nie dałabym rady przenieść nigdzie Harrego więc po prostu siedziałam obok niego na podłodze. Louis wpadł przez drzwi. kazał mi się gestem odsunąć od Harrego. płakałam. dotknęłam jego czoła. jezu, on był zimny jak trup. do domu weszła reszta chłopaków. otarłam łzy. wynieśli go bez słowa. 
- co mu jest? - mój głos był tak słaby, że nikt tego nie usłyszał. zapomnieli o mnie?
- chłopaki. - załamałam się. Niall mnie chyba usłyszał i został, reszta wyszła. oparłam głowę o jego tors i płakałam. pogłaskał mnie po plecach.
- nie martw się. nic mu nie będzie.
- ale..
- jeżeli spokojnie chodził przez jakieś pół godziny to znaczy, że śrut nie dosięgnął serca. wyjdzie z tego. uśmiechnij się. zawiozę cię do Niny. - nie odzywałam się. kiedy podjechaliśmy pod dom, poklepał mnie po nodze. - wychodź maleńka ja jadę do Harrego. zadzwonię do ciebie jak coś będę wiedział. ociągałam się jak mogłam. otworzyła mi Dani.
- cześć Rose! - wpadłam w jej objęcia.
- hej - mruknęłam.
- co się stało?
- a nie wiesz dlaczego wszyscy chłopacy pojechali?
- nie... a co?
- Ktoś trafił Harrego. - zbladła.
- wejdź. - zaprosiła mnie gestem. Nina przyniosła nam ciasto. - nic mu nie będzie. - uśmiechnęła się i potarła mój policzek. nie mogłam się na niczym skupić. nie słuchałam o czym rozmawiały. nie chciało mi się nawet jeść ciasta. rozglądałam się po pokoju ocierając łzy. co jakiś czas mnie pocieszały. w końcu poczułam w kieszeni upragnione wibracje telefonu. 
uśmiechnęłam się. czekałam na Harrego, strasznie się stęskniłam. no i się doczekałam. 
- cześć. - pomachał dziewczynom a na mnie groźnie spojrzał. o co chodzi? wziął mnie za rękę i wyprowadził z domu. weszłam do auta i się do niego uśmiechnęłam.
- bardzo cię boli kotku?
- nie. po chuja dzwoniłaś po Louisa. jest na mnie wściekły, że mu nie powiedziałem wcześniej.
- jakbym nie zadzwoniła do niego to byś się wykrwawił na śmierć. - poczułam lodowate łzy spływające po policzkach.
- nie mogłaś zadzwonić na pogotowie?
- i tak by się dowiedział. a po drugie, jeśli was szukają, to policja mogła..
- zamknij się. wyszło na to samo. - tym razem nie będę siedzieć cicho.
- a co? miałam cię tam zostawić? przestań się do mnie tak odnosić.
- jak?.
-. kurwa, ty w ogóle mnie nie szanujesz. - zwolnił.
- to wysiadaj.
- nie.
- rób co mówię.
- bo co? - nasza kłótnia wyglądała jakbyśmy byli dwójką rozwydrzonych przedszkolaków. - wróciłeś ze szpitala i nagle jesteś wielce obrażony. co ci tam zrobili.
- odpieprz się.
- może masz okres kochanie? - uśmiechnęłam się do siebie w lusterku.
- nie odnoś się tak do mnie suko.
- a ty do mnie możesz się "tak" odnosić?
- tak.
- za kogo ty się kurwa uważasz. -ukryłam twarz w dłoniach. - zachowujesz się jak obrażona księżniczka. co ci nie pasuje?
- ty! - tego było za wiele. chciałam coś zrobić, ale poczułam, ze Hazz traci panowanie nad autem. wszystko co widziałam to drzewo naprzeciwko mnie.
/Stylesowa


środa, 26 marca 2014

rozdział 21

*oczami Harrego*
- cicho, idioto. - Liam trzepnął Zayna po głowie.
- chodźmy po Ro..
- czekaj. - Lou zerknął przez dziurkę od klucza.
- cholera..
- co?
- no patrz. - szepnął.
- ja tam idę.
- stój! - wrzasnęli wszyscy na raz a ja otworzyłem drzwi na oścież. 
- spieprzaj od Rosi! - warknąłem i wycelowałem w tego osła obejmującego Rosaline.
- Harry! - wyrwała się z jego objęć i wtuliła w mój tors.
- uciekaj kochanie. - szepnąłem. staliśmy w drzwiach i mierzyliśmy w niego bronią.
- czego chcecie?
- sam wiesz.
*oczami Rose*
biegłam po schodach, tracąc oddech. wypadłam przez drzwi i skuliłam się. padał deszcz. jakaś błyskawica uderzyła w ziemię.
- Rose. - zawołał znajomy damski głos. rozejrzałam się. nikogo nie widziałam. -  Rosaline! - obróciłam się i zobaczyłam głowę Niny, wystającą z auta. podbiegłam do niej. - wsiadaj.
- cześć.
- cześć kochanie. - pocałowała mnie w policzek. - jak było?
- okropnie.
- zmarzłaś?
- trochę. - drżałam.
- jedziemy do mnie. - podjechała pod dom Nialla i zaprowadziła mnie do drzwi. kiedy weszłyśmy, moim  oczom ukazał się wielki czerwono biały salon. opadłą mi szczęka. - herbatki?
- tak. dziękuję.- uśmiechnęłam się do niej.
- co słychać koteczku? jak z Harrym?
- okej.
- zagoiła już ci się rączka? słyszałam, że dostałaś.
- jeszcze nie całkiem, ale już prawie nie boli. - Nina mrugnęła do mnie i przyniosła herbatę. - jakie śliczne. - wskazałam na zdjęcie na komodzie. Nina je podniosła.
- to były wakacje z trzy lata temu. tęsknie za nim. nigdy nie ma dla mnie czasu. - wskazała na ojca, na fotografii.
- gdzieś szłaś?
- haha na pierwszą randkę z Niallem. dlatego ta sukienka.
- ślicznie ci było w takich włoskach.
- dzięki... słodzisz?
- co?
- herbatę?
- aaa tak. - uśmiechnęła się.
- pamiętasz jak siedziałyśmy z chłopakami przy ognisku. i śpiewaliśmy?
- tak. to było cudowne. jejku.
- teraz tak nie możemy. szkoda. po co chłopacy wplątali się w te wszystkie problemy. - jej twarz na chwilę spoważniała. 
- a pamiętasz tą piosenkę? tą co grałaś na gitarze? - w odpowiedzi wzięła gitarę i zaczęła grać najpiękniejszą melodię jaką w życiu słyszałam. uśmiechnęłam się. tę cudowną chwilę przerwało pukanie. otworzyłam.
-  wracamy. - powiedział Harry. miał krew na koszuli.
- co się stało?
- nic. - warknął i wziął mnie po pachę. 
- Harry puszczaj.
- nie ma mowy. - wsadził mnie do auta i odjechał z piskiem opon. starałam się nie wściekać. kiedy weszliśmy do domu syknął.
- cholera. - i złapał się za pierś.
/Stylesowa

wtorek, 25 marca 2014

rozdział 20

oparł się o drzwi od pokoju.
- chłopaki chcą się spotkać. - uciął.
- o co chodzi?
- zamknij się.
- ej,
- powiedziałem zamknij ryj. - wkurzyłam się. o co mu w ogóle chodzi? złapał mnie za rękę i wyprowadził z domu. włączył alarm i wpakował się do auta.
- o co ci kurwa chodzi?
- o co tobie kurwa chodzi?
- najpierw jesteś miły i zapraszasz mnie na kolację a potem się na mnie wydzierasz! nigdzie z tobą nie jadę. 
- jedziesz! - warknął i zatrzymał moją dłoń. - mieliśmy podsłuch w domu.
- co?
- kochanie, nie spinaj się tak.
- nie mów do mnie "kochanie".
- bo co?
- spierdalaj. - pociągnął mnie za rękę.
- wysiadamy.
- sam wysiadaj.
- powtarzasz sytuację z przed miesiąca?
- przestań! - kiedy tylko wyszłam z auta wziął mnie za rękę i dał mi swoją kurtkę.
- zimno ci?
- nie, kurwa gorąco.
- jak chcesz. - zabrał mi okrycie i wprowadził do jakiegoś klubu. masa ludzi spojrzała na mnie w jednym momencie. zamówił nam po drinku i zaprowadził do stolika. kopnęłam go. przez przypadek. nie zwrócił na to uwagi, tylko wyszeptał dyskretnie do mojego ucha.
- w domu pogadamy.
- ha ha ostatnio w domu nie chciałeś gadać.
- Lou ściągnął podsłuch. już się tyle nie martw. - siłą posadził mnie przy stoliku. wszyscy już tam byli. co chwilę ktoś, ocierał się o moje ciało. najlepszy klub w mieście, jakim cudem oni się tu dostali. banda skurwysynów. 
- robimy to? - wyszeptał Zayn.
- no. - Niall wypił swojego szota. 
- Mała, masz zadanie. - powiedział Louis do mnie. bałam się.
- mów.
- pójdziesz do tamtego faceta.. widzisz go?
- tak.
- i zaoferujesz mu noc. wejdziesz z nim do apartamentu a potem my przyjdziemy i ty uciekniesz.
- nie. - mina Harrego bezcenna. - nie zrobi tego.
- Harry daj spokój. nic jej nie będzie. jak coś masz walizkę.
- spierdalaj. a El ma takie zadania? NIE. więc nie wpierdalaj w to Rosi. 
-ale El po pierwsze nie jest w gangu, po drugie jest w ciąży. - jego głos zadrżał. - sama tego chciała.- skinął głową a ja podeszłam do tego grubego kolesia.
- mm. - udawałam taniec na rurze. zbliżyłam usta do jego szyi i wyszeptałam. - prześpimy się dzisiaj? - desperacko rozchyliłam wargi. kątem oka widziałam jak Hazz rozwścieczony wstaje od stolika.
- haha wyglądasz smakowicie, ale nie mam ochoty.- co kurwa? muszę coś zrobić. 
- nie wiesz co tracisz, kotku.
- zmieniłem zdanie. - powiedział patrząc na mój tyłek. wzdrygnęłam się. zamruczałam w odpowiedzi. złapał mnie za rękę. uśmiechnęłam się i wyszłam z klubu. doprowadził mnie do penthouse'a i zaczął się do mnie przypieprzać. udawałam, że to to mi się podoba, w rzeczywistości martwiłam się, że nadal nie ma chłopaków. wtedy zrobił mi malinkę. Harry tego nie wytrzyma. złapał mnie za pierś i wyszeptał.
- będziesz moja. 
/ stylesowa

poniedziałek, 24 marca 2014

rozdział 19

*oczami Rose*
delikatnie pogłaskałam go po policzku. jego oczy błyszczały jak u małego dziecka. uśmiechnęłam się. 
- misiu, wychodzimy.
- mm, to idź. - ewidentnie patrzył się na moje cycki, nawet tego nie ukrywał. spoliczkowałam go w myślach i wyszłam. poczułam, że złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę sypialni. 
- DOŚĆ. 
- cco? - wyjąkał. popatrzyłam w jego zielone oczka.
- nic. już nie udawaj niewiniątka.
- kochanie.. no ale nie masz ochoty na..
- nie. - powiedziałam stanowczo i wyszłam z domu. siedziałam w aucie czekając aż hrabia łaskawie się zbierze. - o, jesteś.
- no.
- haha wiedzę nie w humorze.
- a ty jakaś niezdrowo podniecona.
- kto tu jest podniecony? - spytałam z perfidnym uśmieszkiem, ukradkiem spoglądając na wypukłość w jego spodniach. kiedy dojechaliśmy wyprowadził  mnie z auta i przyciągnął do siebie. Liam już czekał. podał mi broń.
- umiesz się z tym obchodzić?
- troszkę. - dawno temu chodziłam na strzelnicę z kolegą.
- wiesz jak przeładowywać? - w odpowiedzi przeładowałam pistolet. - tylko rączek nie pobrudź. - popatrzył na moje świeżo pomalowane paznokcie. czy oni kurwa, muszą być wszyscy nie w humorze? Hazz patrzył na mnie zazdrosnym wzrokiem. całe popołudnie spędziłam na celowaniu w tarcze. na początku, szło mi masakrycznie, muszę się przyznać. ale szybko sobie przypominałam stare techniki.
- dobrze. - powiedział z podziwem Zayn, wychodząc ze swojego auta.
- hej. - powiedziałam.
- my już chyba idziemy. - Harry pociągnął mnie w stronę jego range rover'a.
- już? jeszcze się nawet nie ściemnia.
- powiedziałem idziemy. - dobitnie wyszeptał - kiedy weszłam do samochodu czekał mnie wykład o tym, że mam strzelać w ostateczności. 
- pamiętaj, my jesteśmy od tego żeby zabijać. ty i dziewczyny się w to nie mieszacie. - odetchnęłam. chyba zakończył. - acha... co do mnie. i ciebie. zakrywaj, może to ciało jakoś bardziej.. jakieś golfy, szaliki? wszyscy się na ciebie gapią.
- no to co.
- jakbym miał twoje ciało..
- Harry .. haha 
- każdy koleś na ulicy mógłby być twój.
- ale jestem twoja?
- no ale..
- daj spokój.
- Rosi, ja się o ciebie martwię. - położył dłoń na moim udzie. kiedy dojechaliśmy do domu wzięłam się za przygotowywanie kolacji.
- zostaw to ! - no co znowu? - powiedziałem zostaw. - puściłam nuż na blat stołu.
- tak? - uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- zapraszam cię na kolację kochanie.
- haha, już myślałam, że.. - uciszył mnie pocałunkiem.
- masz jakąś ładną sukienkę?
- byłam z Dani na zakupach.
- pokaż. - pobiegłam na górę i wyjęłam ubranie z szafy. trochę bałam się jego opinii. podałam mu ją. - nic nie widzę głupku. - pocałował mnie w policzek. - ubierz ją. - przebrałam się w łazience. nagle tam wszedł.
-ej!
- nie mogę sobie na ciebie popatrzeć?
- nie?
- jesteś piękna. - przejechał wzrokiem od moich stup do głowy.
- a sukienka?
- aa, bardzo ładna. jejku. naprawdę bardzo ładna. tylko troszkę bym powiększył dekolt i skrócił..
- przed chwilą mi gadałeś o golfach. zdecyduj się.
- dla mnie, możesz się nawet rozebrać. będziemy tam tylko ty i ja. -zaśmiałam się i wyszłam z łazienki w samym staniku. złapał mnie za biodra. wibrowała mu kieszeń.
- halo?
- hej.
- Louis?
- no a kto inny. - powiedział głos w słuchawce.
- okej. - zaśmiał się.
- Harry, mam zadanie dla Rose. 
- co?
- jest członkiem naszego zespołu. ma zadania. 
- no ale. 
- a! właśnie wróciliśmy przed chwilą z Niną i Niallem. 
- miło. trochę wam się dłużyło.
- mama Niny okazała się bardzo gościnna. - zaśmiał się. poszłam na górę i troszkę się pomalowałam.
ubrałam sukienkę. nie tak źle. 
- kurwa... zmiana planów! - wrzasnął Harry
/ Stylesowa

niedziela, 23 marca 2014

rozdział 18

usłyszałem huk. byłem wdzięczny Liam'owi za wszystko. wycofałem się i podszedłem do chłopaków.
- co się dzieję?
- nie widzisz? - warknął Zayn.
- kto to? - spytałem przyciskając ciało z całej siły do słupa, za którym się ukryłem.
- koledzy Andrewa. - wrzasnęła Eleanor biegnąc do Lou. wpadła mu w objęcia. rozległ się kolejny strzał. zamknąłem oczy.
- cholera. - krzyknął Li. wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę. seria strzałów. wzrokiem szukałem Rosi.
- Rose dostała! - dokończył. popatrzyłem na niego przerażonym wzrokiem. wyjąłem zza paska pistolet i wyszedłem z kryjówki. pożałują tego. bez wahania celowałem w ich puste łby. kiedy było po wszystkim pobiegłem do Rose. była blada. Liam zrobił jej opatrunek. miała całe zakrwawione ramię.
- nic jej nie będzie. - El i Dani wzięły ją do toalety i wyjęły śrut z rany.
- szlag. - zakląłem.
- będzie okej stary. - Lou poklepał mnie po plecach.
- nadal mamy w planach wylot do Los Angeles? - popatrzyłem na trupy trójki mężczyzn.
- a czemu nie? - spytał Niall
- jesteśmy jak terroryści. zabijamy ludzi. myślisz, że tak po prostu pozwolą nam lecieć?- jakaś przechodząca  kobieta na mnie popatrzyła.
- hahah. - zaśmiał się blondyn. - jak już jesteśmy niegrzeczni to bądźmy tacy do końca.
- chcesz porwać samolot? - spytał Liam.
- może. - złowieszczy uśmiech.
- Niall, ty ryzykuj. Rosi dostała w ramię. muszę tu z nią zostać. - powiedziałem zrezygnowany. Blondyn popatrzył w sufit. dziewczyny wróciły. bandaż na ręku Rosaline wyglądał profesjonalnie.
przycisnąłem ją do swojego boku i pocałowałem w skroń.
- bardzo boli? - miała łzy w oczach. - ćśś. - uspokajałem ją.
- mam pomysł.. może ja ty i Li tutaj zostaniemy i przeszkolimy Rose. a Louis i Niall pojadą po Ninę. - powiedział Zayn.
- ona nie będzie zabijać. nie pozwolę na broń w jej rękach.- spanikowałem.
- masz wybór? - mulat podszedł do mnie. widziałem gniew w jego oczach. jęknąłem. uznał to za zgodę. kiedy wracaliśmy autem Liama ukryłem twarz w dłoniach. Rosi chyba to wkurzyło.
- ty myślisz, że jestem małym dzieckiem, czy porcelanową laleczką? - wyszeptała mi prosto do ucha. - do spełniania twoich zachcianek.- jęknęła
- posłuchaj mnie. - przecedziłem słowa przez zęby. - gdybym ja się tobą kurwa bawił i spełniał swoje zachcianki, to bym już cię dawno wyruchał i rzucił na chodnik. - warknąłem. umilkła. patrzyła przez okno.
*kilka godzin później*
w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. zamknęła się w pokoju. mam to gdzieś. zaparzyłem kawę i zaniosłem do niej. odezwałem się suchym głosem.
- bardzo boli? - podałem jej kubek. skinęła głową i przeglądała magazyn. 
- możesz popatrzeć? - poświęciła mi chwilę uwagi po czym wbiła wzrok w poduszkę. złapałem ją za zdrowe ramie i potrząsnąłem. - przestań się obrażać. misia.
- no co?
- mi też jest ciężko, zrozum to.  rób co chcesz, tak bardzo chcesz się bawić pistoletami?
- w huj. 
* trzy dni później*
to dziwne, ale Niall i Lou nie dawali znaku życia. Zayn dał już pierwszą lekcję Rosi. uczył ją skradania, czołgania, krycia się w cieniu i pieprzył o ostrożności. sam mogłem ją
tego nauczyć. między nami było już trochę lepiej. dzisiaj idziemy na strzelnicę. wszedłem do łazienki. przebierała się w czarne ciuchy. cholera. wygląda tak seksownie. przygryzłem wargę i złapałem ją za tyłek. nie miałem teraz ochoty na żadne strzelanie.
/Stylesowa

sobota, 22 marca 2014

rozdział 17

Niall wszedł do mieszkania i złapał mnie za ramię. rozpacz na jego twarzy. czułem się głupio, stałem w samych bokserkach.
- nie wydurniaj się stary. nakryli nas.
- cco? - prawie krzyknąłem.-Rosi ubieraj się.
- w czymś przeszkodziłem? - uśmiech blondyna.
- nie interesuj się -warknąłem i pobiegłem na górę po jakieś ciuchy. zszedłem po schodach razem z Rose za rękę. czułem , że Niall się na nią gapi. wsiedliśmy do jego auta i odjechaliśmy z piskiem opon. Na tylnim siedzeniu siedziała Eleanor. 
-ymm hej. dobra, co się stało? - spytałem.
Niall i Nina
- gliny stały pod moim domem. uciekłem. Nini nocowała dzisiaj u mamy w Los Angeles. Louis dzwonił. mamy się u niego spotkać, a Zayn widział, że ktoś od godziny kręcił się pod jego domem. -wytłumaczył.
- okej.- patrzyłem przez okno.
*oczami Rose*
El głaskała mnie po udzie. w sumie.. to co ona tutaj robi. powstrzymałam się od pytań. kiedy dojechaliśmy, Lou miał spuszczone rolety w oknach. wbiegliśmy do środka. Louis momentalnie wziął Eleanor w swoje objęcia. zaprowadził nas do piwnicy, nie spuszczając El z oczu. zazdrościłam jej. Harry nigdy taki nie był. 
- Rosi. -tylko Hazz tak zdrabnia moje imię. - co jest?
- nic. - spuściłam głowę. na pewno jest wściekły, że go olewam. wszyscy już tam byli. gadali o jakiś nudnych rzeczach. oparłam się o tors Hazzy i zasnęłam.
*oczami Harrego*
głaskałem mojego misia po kolanie. 
- to co robimy? - spytał Liam patrząc na Dani.
- możemy zostać dzisiaj u mnie. - Louis.
- jutro jadę po Ninę. ona tam nie zostanie.
- gdzie? - spytał Zayn
- Los Angeles.
- pojebało cię? to inny kontynent. na pewno nikt jej tam nie skrzywdzi. nie ma czasu.
- spokojnie. - powiedziałem ochrypniętym głosem. - chłopacy to jest..
- jakby twoja Rosaline była kurwa w Australii to byś nas pozabijał żeby do niej pojechać. - wrzasnął Niall. wiedziałem, że był na granicy. nie widział jej od tygodnia. martwił się. a wszyscy byli przeciwko niemu, ale obrażania Rose nie zniosłem.
- odpierdol się od Rosi. rób co chcesz.
- świetnie. - oparł głowę o szafę i zmrużył oczy. popatrzył na Zayna
- nie kłóćmy się. - nikt nie słuchał Liama. - to ważne. musimy nadal trzymać się razem. wiadomo, że śpiewać już nie będziemy. staliśmy się kimś innym. ale musimy być kurwa razem. - wzruszył mnie. naprawdę.
- to było głębokie. - odparłem. Louis się uśmiechnął. bawił się włosami śpiącej Eleanor. 
- sory chłopaki. - powiedział Niall drapiąc się po głowie.
- okej... zamówię bilet do LA na jutro. - Daddy direction mrugnął do blondyna.
*rano*
pocałowałem Rosi w czółko i poszedłem z Louisem do kuchni. przynieśliśmy dziewczynom tosty. ja zjadłem jajecznicę.
- nie rozumiem. - powiedziała słodko Rose.
- wielu rzeczy słonko nie rozumiesz. trzeba było nie spać. jedziemy do Niny. do LA.-uśmiechnęła się. Nina była jej ukochaną przyjaciółką. Niall szeroko się uśmiechnął widząc Rosaline. o co chodzi?  mruknąłem i odniosłem talerz do kuchni. poszedłem do łazienki się umyć i przebrać w rzeczy od Lou. kiedy wróciłem zobaczyłem blondyna siedzącego prawie na kolanach Rosi. coś szeptał jej do ucha a ona się śmiała. spokojnie.
- ekhhmm. Niall, - spojrzałem na niego wyzywająco. momentalnie odsunął się od mojego kwiatuszka. - zapomniałeś może o swojej dziewczynie? - powiedziałem przez zęby. wyszedł z pokoju bez słowa. - kochanie, zjadłaś coś?
- tak. - uśmiechnąłem się.
- idziesz się wymyć?
- tak.
- poproś El o jakieś ubrania. - nawet nie odpowiedziała. - misiu, co się dzieje. - wziąłem ją na kolana. - na wszystkie moje pytania odpowiadałaś tylko "tak". co jest?
- mam okres.
- przy Niallu śmiałaś się w najlepsze.
- bo on może się chociaż starał o mój uśmiech.
- a ja to się niby nie staram? - spojrzała na mnie z pogardą. - dobrze to idź sobie do Nialla. - wściekły zrzuciłem ją z kolan i poszedłem do Liama. on oczywiście obściskiwał się z Danielle, więc poszedłem do Louisa.
-hej.
-co?
-nic. Rose jakoś dziwnie się zachowuje.
-o czym mówisz?
- w ogóle się przy mnie nie śmieje, cały czas jest zła, krzyczy.
- okres?
-przy Niallu jest szczęśliwa. - Lou uśmiechnął się pod nosem.
- podrywacz. musisz jej pokazać kto rządzi i tyle.
- nie chcę jej tak traktować.
- twój wybór.
- a jak się tobie układa z El?
- normalnie. - zapadła cisza. był jakiś dziwnie zdenerwowany od tego tematu. zwykle normalnie o niej rozmawialiśmy.
- stary, co jest? przecież widzę.- spuścił głowę, jak ten mały Lou, którego pamiętam. jakby coś nabroił.
- jest w ciąży.
- jak? - spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- mam ci mówić jak się robi dzieci? - poklepałem go po plecach.
- będzie dobrze.
* 3 godziny później*
wszystko szło zgodnie z planem. Rosi przestała się obrażać. byliśmy na lotnisku. kiedy przeszliśmy rozprawę pocałowałem Rosi.
- kochanie, idę do toalety. poczekaj na mnie.
- ok. - uśmiechnęła się. po załatwieniu moich spraw, przejrzałem się w lustrze. mm taki seksowny. haha. w dobrym humorze przyszedłem tam gdzie zostawiłem mojego aniołka i resztę. byłem pewien, że to tam, ale ich nie było. za plecami usłyszałem głos Liama.
-uważaj!
/Stylesowa

piątek, 21 marca 2014

rozdział 16

dla @Niks
-o czym mówisz? - uśmiechnąłem się słabo.
- powiedz.

- co?
- dobrze wiesz.
- ale..
- o co chodzi z zabójstwem? - nie wytrzymała. westchnąłem.
- no bo.. Louis nas wplątał. to znaczy ja. ale.. no wiesz.
- no właśnie nie wiem. 
- zaczęło się od tego, że jakiś facet łaził wszędzie za Eleanor, i ona powiedziała o tym Lou. 
- no i co?
- no się wkurzył.
- i tak po prostu go zabiliście. - przeczesałem włosy palcami.
- to Andrew. on naprzykrzał się też tobie. a tego nie zniosłem.
- jesteś psychiczny. 
- on był pierdolnięty.
- raczej ty jesteś pierdolnięty. - trzasnęła drzwiami i wyszła z kuchni. czułem, że to się źle skończy. pobiegłem za nią do łazienki.
- co ty kurwa odpierdalasz? Rosaline! wyjdź z tam tond. - usłyszałem cichy szloch Rosi. - wychodź!
- sam sobie wychodź. 
- nie będziesz się do mnie w ten sposób odzywać! - kopnąłem drzwi a one z hukiem poleciały na ziemię. obok wanny siedziała skulona Rose. zaczęła uciekać. bała się mnie.
- zostaw mnie. - zasłoniła twarz rączkami
- przecież cię nie uderzę misiu.
- nie byłabym taka pewna. - wstała. miała rozmazany tusz i krwawiący nadgarstek. 
- co ty zrobiłaś? - złapałem jej rękę i podwinąłem rękaw. ślad po żyletce był już mocno wypukły. - oszalałaś? - zaprowadziłem ją do salonu i przykleiłem plasterek na skaleczenie. - Rosi... -pocałowałem ją w czoło i spojrzałem w oczy. milczała. westchnąłem i zniknąłem w drzwiach kuchni. przyniosłem jej kanapkę z dżemem jagodowym. - kotku zjedz coś.
- to dla ciebie jest takie normalne?
- jedzenie? - uśmiechnąłem się.
- zabijanie. - spuściłem wzrok.- płakałeś, że straciliśmy dziecko, ale nie rusza cię to, że zabiłeś Andrewa. - zaśmiała się.
- to dla twojego dobra.
- zabijasz ludzi żeby mnie chronić? to żałosne.
- przepraszam. - umilkła i patrzyła na mnie z politowaniem. nawet nie ruszyła kanapek.
-wracam do domu.
dla @Niks <3
- nie ma mowy. - stanąłem jej na drodze.
- nie będę mieszkała z mordercą.- zasłoniłem ręką oczy. nagle rzuciła mi się na szyje. szlochała. nie wiedziałem o co chodzi ale ją pogłaskałem po pleckach.
- misiu. 
- Harry. myślisz, że nasz aniołek poszedł do nieba? - tak strasznie płakała. 
- kochanie, oczywiście, że tak - teraz mi zrobiło się tak cholernie smutno. złapałem ją za rękę. - będzie dobrze myszko. - spojrzała na mnie szklistymi oczami i delikatnie się uśmiechnęła. odwzajemniłem to. 
- kocham cię
- no ja przecież ciebie też. - złapałem ją za podbródek i wpiłem się w usta. delikatnie gładziła mój tors. mruknąłem, kiedy zrobiłem jej malinkę na szyi. jest moja. wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. posadziłem ją na komodzie i zdjąłem z niej bluzę i szorty. widząc jej bieliznę nie mogłem się powstrzymać. 
- miało być romantycznie. chciałem wszystko zaplanować. ale ja..
- jest romantycznie. - ściągała ze mnie koszulę i bokserki. zadzwonił dzwonek do drzwi. cholera. 
/Stylesowa

czwartek, 20 marca 2014

rozdział 15

-co? wszystko na co panią stać to gówniane "przepraszam"? chyba pani żartuje. - wiedziałem, że nie mogę się wyżywać na pielęgniarce.
- nie wiem o czym pan mówi. przecież mi jest przykro.
- nie widać. co pani sobie myśli? mój mały aniołek umarł a mój duży aniołek przechodził ciężką operację. - poczułem, że pod powiekami zbierają mi się łzy.
- przepraszam. co się tu dzieje? - z sąsiedniej sali wyszedł jakiś facet w białym kitlu. -chce pan zobaczyć żonę? - nie czekał na odpowiedź. zniknął w drzwiach sali. poszedłem za nim. kiedy zobaczyłem bledziutką Rosi zacząłem płakać. uklęknąłem obok jej łóżka i głaskałem po dłoni.
- wybudzi się za 2 godziny. ale będzie słaba. może pan przyjść jutro.
- chcę być pierwszą osobą którą zobaczy po przebudzeniu. przyjdę za dwie godziny.
- obawiam się, że pan nie może.
- proszę, ona jest jedyną osobą, którą mam.
- zadzwonię do pana. proszę wrócić do domu. -chciałbym jej wszystko wytłumaczyć. chciałbym żeby do tego nie doszło. chciałbym. wiele rzeczy bym chciał. w domu było dziwnie cicho. źle się czułem. usiadłem w fotelu i przejrzałem gazetę. zadzwonił telefon. moje serce zaczęło bić szybciej.
Louis. zabiję go. nawet nie chcę mi się odbierać. zrobiłem sobie tosty i zjadłem. tym razem kiedy rozległ się dźwięk telefonu byłem pewien, że to ze szpitala.
-halo? - spytałem.
- pan Harry Styles. - słodki głos po drugiej stronie
- mhm. - przygryzłem wargę.
- Rosaline ma się wybudzić za piętnaście minut i ma pan pozwolenie na wejście do jej sali.
- dziękuję. - rozłączyłem się i wyszedłem z domu. prawie biegłem do auta. kiedy byłem już w szpitalu, wszystko zaczęło mnie niepokoić. nie mogę jej denerwować. więc nie powiem jej gdzie byłem. ale ona się zdenerwuje, że jej nie powiem. podszedłem do jej łóżeczka i przytuliłem. siedziałem tak z 10 minut. bardzo słabo oddychała. otworzyła oczy. uśmiechnąłem się.
- hej kochanie.
-mm co sie.. co?
- ćśś, maleńka. - pocałowałem ją w policzek. - kocham cię, wiesz? - ślicznie się uśmiechnęła.
- ja ciebie też. ale co.. właściwie się..
- maleńka porozmawiamy jak już wrócisz do domku. - była wyczerpana. przymknęła oczka. bawiłem się jej włosami. chyba zasnęła więc wyszedłem do sklepu. kupiłem jej jogurty i czekoladę. kiedy wróciłem już nie spała. 
- co aniołku? kupiłem ci jogurty.
- to cudownie. - przytuliła mnie.
*4 dni później*

kiedy weszliśmy do willi od razu ją przytuliłem.
- tak się cieszę, że wróciłaś.
- co jadłeś jak mnie nie było? sprzątałeś? 
- hahha Rose. spokojnie. - usiadła przy stole i podparła się łokciami.
- więc - zaczęła -.. co zaszło tamtego dnia? - przeszedł mnie dreszcz na samo wspomnienie.
proszę komentujcie kochani <3/Stylesowa

środa, 19 marca 2014

rozdział 14

ciszę rozdarł telefon Harr'ego. załamana położyłam głowę na blacie stołu. nie mogę z nim porozmawiać. nawet przez chwilę. zza ściany usłyszałam jego głos.
-cco?... już jadę! - chciałam tam wejść i spytać o co chodzi, ale znowu dostałabym opieprz. poszłam do kuchni i zajęłam się myciem naczyń. czyszczenie talerzy szybko mi szło. poczułam ręce na biodrach i całusa na karku.
-hmmm?
-co misia? ja wychodzę. będę wieczorem kotku.-  auć. brzuch.
-gdgdzie? - złapałam oddech.
-wszystko w porządku? kochanie? Rose?
-gdzie wychodzisz? POWIEDZ
- wytłumaczę ci jak wrócę. - miałam ochotę się na niego rzucić, ale się powstrzymałam.
-no to pa. - odparłam sucho.
- pójdziemy wieczorem na jakąś imprezę?- widząc mój wzrok dodał. - no chyba, że nie masz ochoty.
- przemyślę to.
- jezu. ja już biegnę! pa myszko. - złapał się za głowę i wybiegł. położyłam się na kanapie i odetchnęłam z ulgą. jak zawsze nie wiem o co chodzi. wzięłam jakąś książkę ze stolika i zaczęłam czytać. usnęłam.
obudziłam się dosyć wypoczęta, jak na te trzy godziny snu. ziewnęłam i spojrzałam na zegarek. 16:00. postanowiłam posprzątać. kiedy wszystko lśniło włączyłam komputer. przeglądałam różne strony. nagle coś mignęło mi przed oczami. otworzyłam tą kartę. "popularny zespół one direction wplątany w zabójstwo"
myślałam, że zemdleję. zamknęłam oczy i z trudem przełykałam ślinę. było mi niedobrze. czułam rosnącą rozpacz. ktoś otworzył drzwi. nie zwróciłam na to uwagi. widziałam wszystko jak przez mgłę. 
- cco? - zobaczył ekran laptopa.
-ty ty .. - łapałam oddech.
-Rose, popatrz na mnie. - przymknęłam powieki. wziął mnie na ręce.
-ja .. jaa czuję krew... t tam. - ostatnie co zobaczyłam to przerażenie w oczach Harr'ego
*oczami Harr'ego*
siedziałem i czekałem. czas mi się dłużył. moje maleństwo.. to wszystko przeze mnie. złapałem się za głowę i ciężko oddychałem. nie wytrzymam. ruszyłem do sali, w której trzymano moją Rosi. 
- tu niewolno. - jakiś gówniany lekarz zagrodził mi drogę. odepchnąłem go.
- przepraszam co pan robi? proszę się zatrzymać! ona może przez pana wpaść w jeszcze gorszy stan. - to mnie zatrzymało. pielęgniarka wyprowadziła mnie z sali. usiedliśmy. 
-penie Styles? - kiwnąłem głową. - nie wiem co dokładnie zaszło, ale Rosaline Styles, nic nie zagraża.- odetchnąłem. jejku czy ona podała nazwisko "Styles"? nie mogło być lepiej.- wszyscy robili co w naszej mocy, ale stracili państwo dziecko... nie dało się go uratować. przepraszam. - spuściła wzrok a ja poczułem jak trafia mnie szlag.
 komentujcie misie <3/Stylesowa

poniedziałek, 17 marca 2014

rozdział 13

*oczami Harrego*
nie mogłem zasnąć. przewracałem się z boku na bok. brakowało mi jej  rączek wokół mnie. co ona teraz robi? gdzie śpi? pytania kołatały mi w głowie.zerwałem się z łóżka i pobiegłem po kurtkę. tego już za wiele. zadzwoniłem do Zayna i wsiadłem do auta. wiedziałem gdzie ona jest. i wiedziałem, że nie jest bezpieczna.
*oczami Rose*
Andrew zaczął delikatnie głaskać moje plecy, chciałam go odepchnąć. czułam się z tym dziwnie. przypomniałam sobie wszystko co powiedziała Danielle. wszystko czego chciałam to zapomnieć o loczku. kiedy Andrew wpił się w  moje usta, wróciłam do bożego świata. chciałam się wyrwać, ale jego mocny uścisk nie pozwolił mi na to. jego ręka zsunęła się w dół a ja krzyknęłam. pociągnęłam go za włosy i oparłam się odrzwi. podszedł do mnie i się uśmiechnął.  miałam dosyć. przejechałam paznokciami po jego plecach, zostawiając głębokie pociągnięcia. warknął i przygryzł mi ucho. w tym momencie do pokoju wparował Harry. nie wiem co gorsze. trzasnął Andrew'a w twarz. nie mogłam na to patrzeć. w drzwiach ujrzałam Zayna. skinął głową.wybiegłam z pokoju. dlaczego to właśnie ja mam takie życie? wpakowałam się do sportowego auta mulata i skuliłam na siedzeniu. jechaliśmy dosyć długo. wysadził mnie. to był dom Dani i Liama. 
- przenocujesz u Danielle? ej uśmiechnij się. Harry nie jest w najlepszym nastroju.- nic nie odpowiedziałam tylko zapukałam do drzwi domu. otworzyła mi zaspana Dani i zamknęła mnie w szczelnym uścisku. zaparzyła herbatę.
- nie przejmuj się. - powiedziała delikatnie głaszcząc moje kolano. - takie jest ich życie. z Harrym nie będziesz miała najłatwiej, ale pamiętaj, że masz mnie. musimy się wspierać. - postawiła napój przede mną i usiadła w fotelu. zapadła grobowa cisza. zmusiłam się żeby wziąć kubek.
kiedy się obudziłam, leżałam w fotelu przykryta mięciutkim kocem. padał deszcz. uśmiechnęłam się sama do siebie widząc piękny salon Danielle i Liama. poprawiłam poduszkę pod głową i wzięłam do ręki telefon. 21 połączeń nieodebranych od Harrego. skuliłam się kiedy poczułam ból w dolnych partiach brzucha. było mi niedobrze. mój brzuch miał lekkie uwypuklenie ale nie wyglądał jeszcze jak beczka. pogłaskałam malucha i oddzwoniłam do Hazzy. 
-mmm halo? -zachrypnięty głos
-dzwoniłeś. -odparłam sztywno.
- bo się martwiłem?
- dzięki, że przyszedłeś wczoraj. emm. że mi pomogłeś.
-proszę. nie przeprosisz mnie?
- za co? - poczułam jak podnosi mi się ciśnienie. żałowałam, że w ogóle zadzwoniłam
- za to wysiadanie z auta. pyskowanie.
- czy ja wyglądam na psa? ja nie pyskuje. daj spokój. to nie była moja wina.
- wiem - głos mu się załamał.
- jestem u Danielle.
- wiem. przepraszam, że cię wczoraj tak potraktowałem. masz rację to nie twoja wina. jestem tępym kutasem. nie powinienem był. boli cię brzuch?
- jaki zatroskany. - żachnęłam się. - tak
- już jadę.
- nie. czekaj. ja nie wiem czy ja chce..
- JADE i nie dyskutuj - przerwał mi. poczułam straszny ból brzucha.
-au. - jęknęłam.
- kocham cię. nie denerwuj się. już jadę. - rozłączył się. poczułam, że coś polizało mnie po dłoni. spojrzałam na podłogę. " o mój Borze" to wszystko co pomyślałam. podniosłam malucha i pogłaskałam. nie wiedziałam, że Payne ma pieska. jejciu jaki śliczny. zaszczekał wesoło a ja się zaśmiałam.
- hahah ooo poznałaś już Lucki ' ego. - usłyszałam głos Liama. - mam nadzieję, że cię nie obudził.
-nie haha. jejku jaki śliczny. - usłyszałam jak Dani schodzi po schodach. uśmiechnęła się do mnie.
- co zjesz na śniadanie? - spytała.
-mm a co.. - przerwał mi dzwonek do drzwi. Payne otworzył i puścił mi oczko. wszedł Styles. nie potrafiłam określić jego miny. wydawał się lekko zatroskany i wściekły. ale nie dawał tego po sobie znać. wziął mnie na ręce i pocałował w policzek.
- idziemy do domu Księżniczko? 
- tak.-to było wszystko czego chciałam. zatopiłam się w jego cudownym zapachu. pokiwałam ręką na do widzenia Dani. kiedy dojechaliśmy do domu, Harry znowu mnie podniósł i położył na kanapie.
- przepraszam. przepraszam za wszystko.
- ja.. też? - pocałowałam go.
-zjesz coś?
- nie jestem głodna.- przygryzł moją wargę i spojrzał mi w oczy. pozwoliłam mu na dalsze działanie. delikatnie głaskał poje piersi, a ja bawiłam się jego loczkami. pocałował mój brzuszek i tym gestem powstrzymał się od dalszych namiętności. 
- musisz coś zjeść.
- niee. -żyłam chwilą pieszczot.
- maleństwo musi rosnąć.
-nawet mi nie przypominaj o "maleństwie".
-ej. nie denerwuj mnie. - zaśmiał się.- chodź, zrobiłem jajecznicę. - sciągnął mi sweter i usadził sobie na kolanach. karmił mnie jak małe dziecko. to było słodkie. złapał mnie za rękę.
- co będziemy dzisiaj robić?
- możemy iść na spacer.
- pada.
-szkoda. - pocałował mnie. nie miałam nic przeciwko. podobało mi się to. robił wszytko o wiele lepiej niż Andrew. DOŚWIADCZENIE. odepchnęłam go i usiadłam na drugim krześle. - co znowu?
- powiedz mi, szczerze. ile razy zabawiałeś się z dziewczynami dla własnej przyjemności? - spojrzał mi w oczy.
<3 /Stylesowa