Translate

środa, 19 marca 2014

rozdział 14

ciszę rozdarł telefon Harr'ego. załamana położyłam głowę na blacie stołu. nie mogę z nim porozmawiać. nawet przez chwilę. zza ściany usłyszałam jego głos.
-cco?... już jadę! - chciałam tam wejść i spytać o co chodzi, ale znowu dostałabym opieprz. poszłam do kuchni i zajęłam się myciem naczyń. czyszczenie talerzy szybko mi szło. poczułam ręce na biodrach i całusa na karku.
-hmmm?
-co misia? ja wychodzę. będę wieczorem kotku.-  auć. brzuch.
-gdgdzie? - złapałam oddech.
-wszystko w porządku? kochanie? Rose?
-gdzie wychodzisz? POWIEDZ
- wytłumaczę ci jak wrócę. - miałam ochotę się na niego rzucić, ale się powstrzymałam.
-no to pa. - odparłam sucho.
- pójdziemy wieczorem na jakąś imprezę?- widząc mój wzrok dodał. - no chyba, że nie masz ochoty.
- przemyślę to.
- jezu. ja już biegnę! pa myszko. - złapał się za głowę i wybiegł. położyłam się na kanapie i odetchnęłam z ulgą. jak zawsze nie wiem o co chodzi. wzięłam jakąś książkę ze stolika i zaczęłam czytać. usnęłam.
obudziłam się dosyć wypoczęta, jak na te trzy godziny snu. ziewnęłam i spojrzałam na zegarek. 16:00. postanowiłam posprzątać. kiedy wszystko lśniło włączyłam komputer. przeglądałam różne strony. nagle coś mignęło mi przed oczami. otworzyłam tą kartę. "popularny zespół one direction wplątany w zabójstwo"
myślałam, że zemdleję. zamknęłam oczy i z trudem przełykałam ślinę. było mi niedobrze. czułam rosnącą rozpacz. ktoś otworzył drzwi. nie zwróciłam na to uwagi. widziałam wszystko jak przez mgłę. 
- cco? - zobaczył ekran laptopa.
-ty ty .. - łapałam oddech.
-Rose, popatrz na mnie. - przymknęłam powieki. wziął mnie na ręce.
-ja .. jaa czuję krew... t tam. - ostatnie co zobaczyłam to przerażenie w oczach Harr'ego
*oczami Harr'ego*
siedziałem i czekałem. czas mi się dłużył. moje maleństwo.. to wszystko przeze mnie. złapałem się za głowę i ciężko oddychałem. nie wytrzymam. ruszyłem do sali, w której trzymano moją Rosi. 
- tu niewolno. - jakiś gówniany lekarz zagrodził mi drogę. odepchnąłem go.
- przepraszam co pan robi? proszę się zatrzymać! ona może przez pana wpaść w jeszcze gorszy stan. - to mnie zatrzymało. pielęgniarka wyprowadziła mnie z sali. usiedliśmy. 
-penie Styles? - kiwnąłem głową. - nie wiem co dokładnie zaszło, ale Rosaline Styles, nic nie zagraża.- odetchnąłem. jejku czy ona podała nazwisko "Styles"? nie mogło być lepiej.- wszyscy robili co w naszej mocy, ale stracili państwo dziecko... nie dało się go uratować. przepraszam. - spuściła wzrok a ja poczułem jak trafia mnie szlag.
 komentujcie misie <3/Stylesowa

2 komentarze: