- tak? - spojrzałem na nasz ogródek.
- pobrudziłam bluzkę tostem. - pstryknąłem ją w nos i delikatnie przytuliłem
- misiu.. - pocałowałem ją.
- hmm?
- kocham cię.
- ja ciebie też Hazz. - uśmiechnęła się. pociągnąłem ją za rękę do sypialni. chyba jednak była zmęczona. popatrzyłem w jej przymknięte oczka i zawlokłem na łóżko.
- dobranoc. - zasnęła na moim torsie.
~.~
otworzyłem oczy i ziewnąłem. cholera. muszę iść do biura. spałem ze trzy godziny. na dworze świeciło słońce. pogłaskałem moją księżniczkę po główce i zdjąłem ją ze swojego ciała.wyszedłem na balkon. mm jak cieplutko. usiadłem na chwilę na jej leżaku . odwróciłem twarz w stronę słońca. jak cudownie. kątem oka zobaczyłem zapalniczkę. co? spokojnie. rozejrzałem się po balkonie i moją uwagę przyciągnął papieros na parapecie. nie, to nie możliwe. Rosi nie pali. zasłoniłem ręką słońce i wściekły wszedłem do naszej sypialni. postanowiłem jej nie budzić. później mi wytłumaczy. może przyszła do niej jakaś koleżanka, która pali. ale nie zostawiłaby zapalniczki. cholera. po śniadaniu wziąłem portfolio z projektami i wyszedłem. kolejny spieprzony dzień. zajebiście.
*oczami Rosaline*
kiedy się obudziłam, promienie słońca spacerowały po mojej twarzy. zakryłam się poduszkom i jęknęłam. boże ile ja spałam? przewróciłam się na drugi bok. wtedy do mnie dotarło, że w pobliżu nie ma Harrego. to w sumie dobrze. wyczołgałam się z łóżka i spuściłam rolety w oknach. moje bose stopy stąpały po podłodze. poszłam do toalety a kiedy tylko wróciłam rzuciłam się na łóżko i odespałam noc.
*5 godzin później*
spojrzałam na budzik. prawie 13. mruknęłam i wygrzebałam się z łóżka. włączyłam komputer i zeszłam na dół. trochę później kiedy zaczęłam robić obiad, zobaczyłam porozrzucane po kuchni łyżki i widelce. ciekawe co dzisiaj wkurzyło naszego misia. zaśmiałam się pod nosem i pozbierałam sztućce. spędziłam urocze popołudnie na przeglądaniu czasopism i piciu herbaty. dlaczego on nie wraca? trochę się martwiłam. wzięłam kluczyki od mojego samochodu i pojechałam do pracy Harrego. wjechałam windą na najwyższe piętro. kiedy weszłam do biura spotkałam się z masą krzywych spojrzeń jego pracownic. odkąd one direction nie śpiewają jako zespół, Harry ma inną prace. szczerze, to sama za bardzo nie wiem co robi. zapukałam do drzwi opisanych jako GABINET H. Styles
- proszę. - ten ochrypnięty głos. uśmiechnęłam się na widok napisów typu "zachowaj ciszę i szacunek dla szefa"
- co ty tu robisz? - wycedził przez zęby. - przyszłaś mi trochę poprzeszkadzać w pracy?
- nie. to ty zmieniłeś cały nasz dom w burdel ze złości.
- jak chcesz to ci mogę zrobić burdel.
- myślisz, że to takie miłe spędzać sobotę na sprzątaniu po tobie?
- myślisz, że to takie miłe spędzać sobotę na sprzątaniu po tobie?
- a ktoś ci w ogóle pozwolił wychodzić z domu? masz się mnie słuchać.
- chyba się w głowie poprzewracało.
- widziałaś napisy?
- dupek. - odwróciłam się do niego plecami.
- chodź tu. - nie ma mowy. mimo wszystko moje nogi wykonały krok w jego stronę. - powiedz mi co do cholery szlugi robiły na naszym balkonie? - milczałam. - to ty?
- mam własne życie. daj spokój. to moja decyzja.
- pożegnaj się z papieroskami.
- próbujesz zniszczyć prawdziwą mnie i stworzyć swój pieprzony ideał.
- nie odnoś się tak do mnie. - warknął.
- myślisz, że możesz..
- powiedziałem cicho.- odwróciłam głowę - cśś - złapał mnie za ramiona. - tamte suki podsłuchują. - podszedł do drzwi i gwałtownie je otworzył. ze trzy grube babska stały na przeciwko nas.
- co wy kurwa robicie?
- stoimy. - farbowana blondynka spuściła głowę. bała się go.
- przepraszam - zadrżał głos innej. ta była młodsza. i mocniej pomalowana.
- jeszcze trochę i z tond wylecicie.
- nie będziesz miał się w tedy z kim pieprzyć. - powiedziała ta która się do tej pory nie odzywała. cco? patrzyłam na jej silikonowy biust. miałam ochotę się na nią rzucić.
/Stylesowa

omg nie nie :o jeju next <3 kc :*
OdpowiedzUsuńJejciu next :*
OdpowiedzUsuń