Translate

środa, 9 kwietnia 2014

rozdział 28

Harry gwałtownie zatrzymał auto, o mało nie wjechałam mu w zderzak. wysiadł i podbiegł do mnie.
- wysiadaj kochanie.
- ale.. - pociągnął mnie za rękę i biegł przed siebie. usłyszałam znajome pikanie... Harry patrzył posępnie jak jego auto wylatuje w powietrze. oparłam głowę o jego ramię. drżałam. sama nie wiem czy z zimna czy ze strachu. nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. prawie podskoczyłam kiedy stanęłam twarzą w twarz z jakimś kolesiem w kapturze. wszystko co widziałam do zgrabny nos z septumem i parę wściekłych oczu. krzyknęłam. Harry schował mnie za siebie i warknął. 
- czego kurwa chcesz? - nie odzywał się. miał w ręku pistolet. wyglądał na kolegę z gangu Andrewa. Harry chyba tego nie zauważył. popchnęłam go na ziemię, kiedy mężczyzna strzelił prosto w miejsce gdzie staliśmy kilka sekund temu. zerwaliśmy się biegiem. nie wiem jak długo uciekaliśmy. 
- księżniczko, biegnij do domu Nialla. trafisz. kocham cię. - szepnął i stanął za rogiem. biegłam dalej, coraz wolniej. chyba się zgubiłam. poczułam łzy w oczach. dlaczego Hazz dodał to "kocham cię" na końcu. poradzi sobie. byłam pewna. stanęłam i rozejrzałam się. o Boże.. nigdy tam nie trafię. moje ciało spowił mrok. kucnęłam na krawężniku i płakałam. przecież to auto mogło wylecieć w powietrze z nami. przecież on nawet nie miał broni przy sobie. no chyba, że miał coś od Nialla. był sam. a ich o wiele więcej. zaczęło kropić. założyłam kaptur i czekałam. tak strasznie żałowałam, że nie pobiegłam za Harrym. wyobraziłam sobie jego ciało, leżące w kałuży pośród krwi. wrzasnęłam. najbardziej chciałabym umrzeć. zasnąć. nic nigdy więcej nie czuć. nagle usłyszałam oddech za plecami. wstałam i biegłam przed siebie. teraz było ich co najmniej dwóch. łzy płynęły po moich policzkach. poczułam mój ulubiony zapach deszczu. wbiegłam w jakąś uliczkę. potknęłam się. wiedziałam, że teraz mnie złapią. 
*oczami Harrego*
postrzeliłem go w nogę i pokierowałem się do domu Nialla. biegłem tak szybko jak się da. za sobą usłyszałem krzyk Rosi. zawróciłem na pięcie. usłyszałem grzmot. nie lubię burzy. Rosi kocha. kocham ją. wdepnąłem w kałużę. a może.. to nie byłą Rosaline. może to był wiatr. miałem mętlik w głowie. natknąłem się na jakiś dwóch facetów w czarnych bluzach, biegli w odwrotną stronę. kiedy mnie zauważyli wyciągnęli pistolety. usłyszałem strzał. chybili. kolejny grzmot. nie miałem już broni. cholera. ukryłem się za drzewem. zgubiłem ich. kiedy wszedłem do domu Nialla byłem doszczętnie mokry. wszedłem do  ciepłej wanny i wyobraziłem ją sobie obok mnie.
martwiłem się. czekałem całą noc w salonie.
blondyn przyszedł do mnie około czwartej.

- nie ma jej? - pokiwałem głową. - Nini już śpi. możemy jej poszukać.
- to nic nie da. 
- czemu? - popatrzył na mnie tymi niebieskimi oczami. 
- oni ją zabrali. - spuściłem głowę. chciałem płakać. chciałem być sam. chciałem odzyskać Ross.
- ONI? - jego oczy mówiły wszystko. przerażenie.
przepraszam że taki krótki. nie mam ostatnio czasu. /Stylesowa

4 komentarze: